GospodarkaWiadomości gospodarczeJerzy Hausner dla money.pl: To nie zysk powinien być celem firmy. Jest masa ludzi, którzy chcą ciągle więcej. Przybywa jednak tych, którzy zauważają, że za tym idzie pustka
 
 

Jerzy Hausner dla money.pl: To nie zysk powinien być celem firmy. Jest masa ludzi, którzy chcą ciągle więcej. Przybywa jednak tych, którzy zauważają, że za tym idzie pustka

 

Fot. Jan BIELECKI/East News

- Gra na zysk za wszelką cenę to działalność rabunkowa, a nie rozwojowa. Przypomina to kogoś, kto czerpie korzyści z wycinania lasu, ale nie myśli o tym co będzie, jak go do końca wytnie - mówi prof. Jerzy Hausner, były wicepremier, minister gospodarki i członek Rady Polityki Pieniężnej. W wywiadzie dla money.pl przekonuje, że tylko radykalna zmiana myślenia o biznesie może uratować - będącą w głębokim kryzysie - gospodarkę rynkową.

Przewartościowanie ma się dokonać za sprawą stworzonej przez Jerzego Hausnera i Mateusza Zmyślonego nowej filozofii biznesu - Open Eyes Economy. To koncepcja, która zakłada, że przyszłość należy do firm, które udowodnią swoją wiarygodność i społeczną przydatność. Z myślenia o maksymalizacji zysku miałyby się one przestawić na uczciwe traktowanie swoich pracowników, partnerów i klientów. Według tej idei dopiero w efekcie takiego podejścia możliwe będzie osiąganie zysku.

Krzysztof Janoś, money.pl: Ludzką chciwość chce pan zastąpić wiarą w to, że wartości są ważniejsze. I to w sytuacji, kiedy świat nękany jest kolejnymi kryzysami, a zaufanie do elit politycznych i gospodarczych szoruje po dnie. Brzmi jak mission impossible.

 

Jerzy Hausner: Oczywiście na kryzys można zareagować strachem, chowając się do swoich norek i walcząc o przetrwanie w myśl zasady „nasza chata z kraja”. To zupełnie naturalna reakcja. Ja jednak wolę w kryzysie widzieć pewną szansę na zmianę, tym bardziej, że pokazuje nam niezbicie, iż stare podejście już się nie sprawdza.

Nie szukam kamienia filozoficznego, tylko nowego modelu działalności gospodarczej i zarządzania. Ma pan ma rację, że w przypadku biznesu, gdzie myślenie jest schematyczne i podporządkowane dążeniu do maksymalizacji zysku, będzie to bardzo trudne. Nie mam wątpliwości, że napotkamy opór, bo go doświadczam. Często słyszę, że to utopia, bo jeżeli tylko któraś z firm zacznie grać według innych reguł, to przestanie być konkurencyjna. Wierzę jednak, że taki przedsiębiorca na dłuższym dystansie jednak wygra. Nowe idee zawsze budzą nieufność, reakcje są różne.

Przedsiębiorca oczywiście nie może przewidzieć przyszłości, dlatego musi się skupić na poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: czym ma się kierować przy podejmowaniu kluczowych decyzji. Co jest jego busolą, do czego zmierza, po co to robi, co wyróżnia jego firmę i jego proces wytwarzania dóbr. Wiele rzeczy można podrobić, ale jeżeli te różnice budowane są organicznie, to tego podrobić się nie da.

W pańskiej filozofii pojawia się przebudzony konsument. Z czego ma się obudzić? Dlaczego to, co ma teraz, miałoby nagle przestać być wystarczające?

Obecnie mamy tak ułatwiony dostęp do informacji, że z natury rzeczy klient jest lepiej poinformowany i bardziej świadomy. Jest też cała masa organizacji, które informują go o wielu istotnych kwestiach, ostrzegają przed możliwością popełnienia niewłaściwego wyboru, np. zakupu produktów wytwarzanych w nieludzkich warunkach z pominięciem elementarnych zasad lub przez nieletnich.

Ludzie w rozwiniętych gospodarkach zaspokoili już swój głód konsumpcyjny i teraz szukają czegoś więcej. Uciekają od życia poświęconego konsumpcji, szukają sensu, szukają wartości.

Tyle, że to może dziać się wtedy, kiedy te podstawowe potrzeby związane z godnym życiem na bezpiecznym poziomie są zabezpieczone. Mam wrażenie, że dotyczy to zdecydowanej mniejszości Polaków.

Ale to się zmienia. Oczywiście jest cała masa ludzi, którzy chcą ciągle więcej. Przybywa jednak tych, którzy zauważają, że za tym idzie pustka, utrata sensu. Dziś młodzi ludzie coraz częściej mówią o wartościach, nie tylko o potrzebach konsumpcyjnych. Potrzeba wartości staje się równie ważna jak potrzeba konsumpcji.

Jednak osiągnięcie stanu, kiedy świadomość po obu stronach jest wysoka i decyzje zakupowe podejmowane są nieprzypadkowo, wymaga uczciwej komunikacji między firmą a klientem. Tymczasem przekaz ten jest przesiąknięty manipulacją.

Na szczęście, dzięki szerszemu dostępowi do informacji, coraz łatwiej jest sprawdzić, czy to, co deklaruje firma, jest zgodne z prawdą. Co więcej, współczesny klient coraz częściej poszukuje też czegoś, co go łączy z firmą poza samym produktem czy usługą. Proszę zobaczyć, co się dzieje z fast foodami. Coraz większej liczbie ludzi nie chodzi o to, aby było szybko, ale aby było zdrowo i z poszanowaniem środowiska naturalnego. Modny staje się slow food: jedzenie i dobrze spędzany z kimś czas. To dotyczy też innych segmentów rynku.

Widać to też w dyskontach. Jeśli Biedronka oferuje dzisiaj po przyzwoitej cenie dobre wina, a Lidl promuje kuchnie z całego świata, to oznacza, że bez wątpienia ktoś po drugiej stronie tego potrzebuje. Taki konsument oczekuje czegoś więcej, niż tylko taniej żywności. Swoimi wyborami mówi, że jeżeli wy mi tego nie dacie, to znajdzie się na rynku ktoś inny. Dlatego marki wokół siebie budują teraz opowieści. Może czasami fałszywe, ale rzecz w tym, że dzisiaj dużo łatwiej nam to zweryfikować i dokonywać świadomych wyborów. A to stopniowo prowadzi nas w kierunku ekonomii wartości.

Ostatnie kryzysy, ale też i gwałtowne zmiany związane z technologiami wymagają zupełnie nowego spojrzenia na biznes i ekonomię. Tu nie ma wielu wątpiących. Pytanie, czy aby na pewno ekonomia wartości jest tą odpowiedzią? I ważniejsze. Jak ona ma pokonać ekonomię chciwości, gdzie zysk jest najważniejszy? Pieniądze liczą wszyscy, o wartościach mówią jednostki.

Obecnie mamy gospodarkę opartą na orientowaniu się na wykorzystanie bieżących szans. Generalnie nie jest ważne co robię, ale czy zarobię. Dobrym przykładem jest tu Volkswagen. To co robili, manipulując testami, obniżało koszty i poprawiło wynik finansowy. W tak zdefiniowanej gospodarce ich działanie było jak najbardziej usprawiedliwione. Jeśli wszystko, co poprawia wynik jest dozwolone, to oznacza, że nie myślimy o budowaniu długofalowej relacji z klientami. Myślimy tylko o zysku i - co jeszcze bardziej niepokojące - coraz częściej o kwartalnym, nawet nie rocznym. Horyzont myślenia o biznesie się skraca.

To wszystko stoi jednak w oczywistej sprzeczności z tym, czego uczymy w podręcznikach. To nie zysk powinien być celem dla firmy, ale jej wartość w dłuższym okresie. Pytanie dlaczego jest inaczej, mimo że wszyscy wiemy, że ta oportunistyczna gra przynosząca szybkie zyski z czasem powoduje wielkie straty i utratę podmiotowości rozwojowej.

Na kolejnej stronie przeczytasz o pomysłach Jerzego Hausnera na zmianę myślenia u menedżerów.

 

Poprzednia strona
  • 1
  • 2
Money.pl